Lekarz skazany za zastrzelenie psa
45-letni lekarz Andrzej D., oskarżony o zastrzelenie psa, został wczoraj skazany przez bałucki sąd grodzki na karę grzywny w wysokości trzech tysięcy złotych. Do tego doszła nawiązka w kwocie dwóch tysięcy złotych (z przeznaczeniem na ochronę zwierząt) i koszty sądowe, które przekroczyły tysiąc złotych. Sąd orzekł też przepadek broni.
- Wina oskarżonego nie budzi najmniejszej wątpliwości, Andrzej D., zabijając psa, naruszył ustawę o ochronie zwierząt - podkreślił w uzasadnieniu wyroku sędzia Michał Błoński. - Pojęcie strachu i zagrożenia podsądny wprowadził dopiero na sali rozpraw, chcąc poprawić swoją sytuację procesową. Wcześniej nie mówił o tym ani on, ani jego żona.
Oskarżony nie przyszedł na ogłoszenie wyroku. Nie było też jego obrońcy.
Do zdarzenia doszło 13 kwietnia ubiegłego roku. Andrzej D. był na wycieczce rowerowej z żoną i córką. Obok roweru, na smyczy biegł ich pies. U zbiegu ulic Uprawnej i Kujawskiej zwierzę miało zostać zaatakowane przez dużego czarnego mieszańca (oględziny psów nie wykazały jednak śladów pogryzienia). - Bałem się o żonę, a w pierwszym rzędzie o córkę, która ma 11 lat - mówił przed sądem lekarz.
Pies, który pojawił się na drodze, nie zaatakował nikogo z rodziny D. Choć - zdaniem sądu - nie było zagrożenia, Andrzej D. sięgnął po broń. Padły cztery strzały. Śmiertelnie ranne zwierzę zwaliło się na ziemię.
Zastanawia fakt, dlaczego Andrzej D. na rodzinną wycieczkę rowerową wziął ostrą broń. - Było kwietniowe słoneczne popołudnie, wzdłuż drogi domy, zagrożenie żadne - rozważał sędzia Michał Błoński.
Sąd przywołał też zeznania świadka Jacka M., również lekarza, który opowiedział o zdarzeniu sprzed kilku lat, kiedy to oskarżony miał wyciągnąć z kabury pistolet i mierzyć do jego dwóch psów. Podsądny zaprzeczył, jakoby takie zdarzenie miało miejsce.
Andrzej D. uzyskał zezwolenie na broń ponad 6 lat temu. Feralnego dnia po raz pierwszy użył pistoletu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz