2009/03/15
15.03 MARSZ MILCZENIA W SKIERNIEWICACH
Nic tak naprawdę ten Marsz nie zmienił, pokazał jednak, że ludzie w obliczu krzywdy tych "które głosu nie mają" potrafią zorganizować demonstrację, zebrać kilka tysięcy złotych, ścigać mordercę zwierzęcia.
Jak się dowiedziałem, w poniedziałek ma być sekcja zwłok bestialsko zamordowanego psa. Jeżeli będę wiedział coś więcej na pewno napiszę.
Oprócz tego, podobnie jak w większych miastach, w Skierniewicach odbywają się walki psów. Zarówno podczas walk jak i podczas treningów psów ginie wiele zwierząt. W ten biznes zamieszani są (oprócz mafii i młodej gangsterki) policjanci oraz weterynarze. Jest ktoś odważny z AK47 i wystarczającą ilością pocisków?
-r6mx
2009/03/14
15.03 DEMO W ZWIAZKU Z BRUTALNYM MORDERSTWEM - SKIERNIEWICE
wobec tego strasznego okrucieństwa zapraszamy na marsz milczenia.
Niedziela (15.03), zbiórka 11.30 pod miejskim ratuszem (w rynku)
SKIERNIEWICE
wiecej info (foty)
http://www.dogomania.pl/forum/f402/ludzie-bestie-w-skierniewicach-kim-jest-osobnik-ktory-zrobil-cos-takiego-133208/
2009/03/11
[movie/film] Robin of stray dogs /// Robin Hood z Thessalonik
Robin of stray dogs from ironlord on Vimeo.
A Jimmy Samaras did a fortune in Hollywood in the 50-60's as a physiotherapist of most of the stars of the period. Former Hollywood health guru (78), once close friend to stars sach as Sinatra, Monroe, Lancaster, Mastroianni, Heston, Savalas and many other famous people - is now a bankrupt, living in a once grand villa seized by the bank. Jimmy has no cent left and roams the supermarkets garbage to find food for his dogs. He has no help from municipality or any other institution.
-----------------------------------------------------------------
Maltretowane, bezpańskie psy w mieście Thessaloniki znalazły swojego obrońcę. Jest nim Pan Jimmy Samaras, postać znana i kontrowersyjna w całej Grecji. 25 lat wcześniej pan Samaras był znanym fizjoterapeutą gwiazd Hollywood lat 50-60'.Przeto znał tak sławnych ludzi jak M.Monroe, F.Sinatra, Ch.Heston, T.Savalas i wielu innych do których dotarła wieść o "złotych palcach" Greka. Po powrocie do Grecji, cały swój majątek przeznaczył na ratowanie bezdomnych zwierzaków.
Teraz jest bankrutem. Mieszka w swojej zdewastowanej willi z 250 psami, których jest jedynym żywicielem i opiekunem. Samaras chroni te psy przed rządowymi schroniskami dla zwierząt w których zwierzęta są po prostu usypiane. Kilka lat temu gościła w jego niecodziennym schronisku BBC: bbc.co.uk/insideout/south/series9/week_three.shtm...
Zainteresowanym polecam obejrzeć mój film. Przedstawiam w nim zjawisko, które można by nazwać "Robin Hoodztwem". Myślę, że fanom Robin Hooda szczególnie przypadnie do gustu. Los tych biednych zwierząt stoi pod znakiem zapytania. Pan Samaras, chociaż silny i bardzo energiczny ma już 78 lat. Jednak wciąż nie poddaje się i walczy o te zwierzaki. Wydawać by się mogło, że to syzyfowa praca - a jednak Pan Samaras nie traci nadziei na rozwiązanie sprawy niechcianyc piesków. Jeszcze rok temu na jego posesji znajdowało się ponad 700 psów.
Realizacja filmu była trudna. Wyobraźcie sobie mieszkanie, w którym codziennie ponad 200 psów musi się gdzieś załatwić.
2009/01/21
[PL] Morderca psa zapłaci grzywnę... [Łódź]

Lekarz skazany za zastrzelenie psa
45-letni lekarz Andrzej D., oskarżony o zastrzelenie psa, został wczoraj skazany przez bałucki sąd grodzki na karę grzywny w wysokości trzech tysięcy złotych. Do tego doszła nawiązka w kwocie dwóch tysięcy złotych (z przeznaczeniem na ochronę zwierząt) i koszty sądowe, które przekroczyły tysiąc złotych. Sąd orzekł też przepadek broni.
- Wina oskarżonego nie budzi najmniejszej wątpliwości, Andrzej D., zabijając psa, naruszył ustawę o ochronie zwierząt - podkreślił w uzasadnieniu wyroku sędzia Michał Błoński. - Pojęcie strachu i zagrożenia podsądny wprowadził dopiero na sali rozpraw, chcąc poprawić swoją sytuację procesową. Wcześniej nie mówił o tym ani on, ani jego żona.
Oskarżony nie przyszedł na ogłoszenie wyroku. Nie było też jego obrońcy.
Do zdarzenia doszło 13 kwietnia ubiegłego roku. Andrzej D. był na wycieczce rowerowej z żoną i córką. Obok roweru, na smyczy biegł ich pies. U zbiegu ulic Uprawnej i Kujawskiej zwierzę miało zostać zaatakowane przez dużego czarnego mieszańca (oględziny psów nie wykazały jednak śladów pogryzienia). - Bałem się o żonę, a w pierwszym rzędzie o córkę, która ma 11 lat - mówił przed sądem lekarz.
Pies, który pojawił się na drodze, nie zaatakował nikogo z rodziny D. Choć - zdaniem sądu - nie było zagrożenia, Andrzej D. sięgnął po broń. Padły cztery strzały. Śmiertelnie ranne zwierzę zwaliło się na ziemię.
Zastanawia fakt, dlaczego Andrzej D. na rodzinną wycieczkę rowerową wziął ostrą broń. - Było kwietniowe słoneczne popołudnie, wzdłuż drogi domy, zagrożenie żadne - rozważał sędzia Michał Błoński.
Sąd przywołał też zeznania świadka Jacka M., również lekarza, który opowiedział o zdarzeniu sprzed kilku lat, kiedy to oskarżony miał wyciągnąć z kabury pistolet i mierzyć do jego dwóch psów. Podsądny zaprzeczył, jakoby takie zdarzenie miało miejsce.
Andrzej D. uzyskał zezwolenie na broń ponad 6 lat temu. Feralnego dnia po raz pierwszy użył pistoletu.
2008/12/16
[PL] Łódź - lekarz zastrzelił psa - ciąg dalszy.
Sprawa zastrzelenia psa
amk
2008-12-16, ostatnia aktualizacja 2008-12-16 19:43
Proces lekarza oskarżonego o zastrzelenie psa na ulicy. Pojawił się świadek, który twierdzi, że Andrzej D. nie pierwszy raz wyciągnął broń w obawie przed psem.
Andrzej D. jest oskarżony o to, że 18 kwietnia bez powodu zabił zwierzę. Tak relacjonował ten dzień w prokuraturze: wybrał się z żoną i córką na przejażdżkę rowerową. Ich pies biegł przy rowerze pana na smyczy i w kagańcu. Gdy wracali do domu, wybiegły na nich dwa psy bez kagańców. Jeden z nich - duży czarny mieszaniec, przypominający doga - rzucił się na ich czworonoga. - Mój pies bronił się i pociągnął za smycz, zrzucając mnie z roweru - opowiadał śledczym Andrzej D. - Obcy pies złapał mojego za szyję. Krzyczałem, ale nie mogłem go spłoszyć. Byłem przerażony. Moja żona i dziecko też. Miałem broń, więc strzeliłem.
Pies, którego trafiły cztery kule, wykrwawił się.
Prokuratura twierdzi jednak, że między psami doszło do szarpaniny, ale agresja atakującego psa nie była skierowana wobec oskarżonego i jego bliskich. Dlatego oskarżyła go o nieuzasadnione zabicie zwierzęcia.
Wczoraj przed śródmiejskim sądem grodzkim stanął ostatni świadek. To Jacek M., także lekarz i sąsiad oskarżonego. Opowiedział o zdarzeniu sprzed czterech lat. - Moje dwa psy - szczeniak spaniela i wiekowy bernardyn - wydostały się na ulicę. Szedł tam oskarżony z kobietą i dzieckiem, towarzyszył im pies. Moje czworonogi podbiegły do niego. Zwierzęta jedynie obwąchiwały się. Tymczasem oskarżony wyjął broń i krzyknął do mnie: "proszę zabrać psa, bo będę strzelał". Celował raz we mnie, raz w psy. Zabrałem psy i odszedłem. Pytałem potem sąsiadów, co to za czubek chodzi po osiedlu z bronią.
- Jak to się stało, że pan został świadkiem w tej sprawie? - dopytywał obrońca Andrzeja D.
Jacek M. tłumaczył: - Po tym zdarzeniu sprzed lat miałem dzwonić na policję, ale dałem sobie spokój, bo pracowałem wtedy w innym mieście. W kwietniu przeczytałem w prasie o zastrzeleniu psa na ulicy. Skontaktowałem się z właścicielami tego zwierzaka. Powiedziałem, że takich zachowań nie można tolerować i że będę świadczyć w tej sprawie.
Andrzej D. wszystkiemu zaprzeczył: - Takie zdarzenie z moim udziałem nie miało miejsca.
Dlatego sąd postanowił skonfrontować obu lekarzy i odroczył proces do stycznia.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź
komentarze GW
mój komentarz:
Zastanawiające jakim trzeba być idiotą żeby w takich sytuacjach (zarówno ta przedstawiona przez świadka jak i sama sprawa zastrzelenia) nie dość że wyciągnąć broń i straszyć, to jeszcze strzelić do zwierzęcia (NIE RAZ LECZ CZTERY RAZY!!!). Zwykły strzał ostrzegawczy w powietrze rozwiązałby sprawę, albo mógł odciągnąć zwierzęta. Rozwiązań jest masa, ale ten człowiek, który ciągle wozi ze sobą pistolet widocznie wybiera najłatwiejsze, a zarazem najbrutalniejsze rozwiązania. Najgorsze jest to, że po całej sprawie być może nadal będzie mógł posiadać broń. Czy władze odbiorą mu pistolet dopiero gdy zastrzeli żonę lub dziecko podczas kłótni? Czy sprawa nie jest na tyle oczywista, aby tego człowieka skazać natychmiast i odebrac broń? Widocznie nie, bo prawo chroni kasiastego lekarza, a jak jeszcze przysmaruje to wymiga się od odpowiedzialności. W dodatku, później nikt mu sprawiedliwości nie wymierzy, bo boi się tego samego prawa... Rządy, sądy, policja - kogo chronią i komu pomagają? Na pewno nie normalnym ludziom, ani zwierzętom.
-r6mx