2008/12/16

[PL] Łódź - lekarz zastrzelił psa - ciąg dalszy.

18 kwietnia Andrzej D zastrzelił psa, który zaatakował jego zwierzę. "Miałem broń, więc strzeliłem" tłumaczył lekarz. Niedawno pojawił się nowy świadek w sprawie, inny lekarz, który również miał do czynienia z tym wariatem. Andrzej D. straszył go bronią i zastrzeleniem zwierzęcia, którym opiekował się lekarz. Prawo nadal chroni bogatych i ustawionych, sprawy ciągną się latami, a jak już ukaże się winnego krzywdzenia zwierząt... nawet za zabicie - nie będzie siedział. Więc gdzie jest sprawiedliwość? Wydaje mi się, że nie w rękach organów ścigania i sądownictwie.





Sprawa zastrzelenia psa
amk
2008-12-16, ostatnia aktualizacja 2008-12-16 19:43

Proces lekarza oskarżonego o zastrzelenie psa na ulicy. Pojawił się świadek, który twierdzi, że Andrzej D. nie pierwszy raz wyciągnął broń w obawie przed psem.

Andrzej D. jest oskarżony o to, że 18 kwietnia bez powodu zabił zwierzę. Tak relacjonował ten dzień w prokuraturze: wybrał się z żoną i córką na przejażdżkę rowerową. Ich pies biegł przy rowerze pana na smyczy i w kagańcu. Gdy wracali do domu, wybiegły na nich dwa psy bez kagańców. Jeden z nich - duży czarny mieszaniec, przypominający doga - rzucił się na ich czworonoga. - Mój pies bronił się i pociągnął za smycz, zrzucając mnie z roweru - opowiadał śledczym Andrzej D. - Obcy pies złapał mojego za szyję. Krzyczałem, ale nie mogłem go spłoszyć. Byłem przerażony. Moja żona i dziecko też. Miałem broń, więc strzeliłem.

Pies, którego trafiły cztery kule, wykrwawił się.

Prokuratura twierdzi jednak, że między psami doszło do szarpaniny, ale agresja atakującego psa nie była skierowana wobec oskarżonego i jego bliskich. Dlatego oskarżyła go o nieuzasadnione zabicie zwierzęcia.

Wczoraj przed śródmiejskim sądem grodzkim stanął ostatni świadek. To Jacek M., także lekarz i sąsiad oskarżonego. Opowiedział o zdarzeniu sprzed czterech lat. - Moje dwa psy - szczeniak spaniela i wiekowy bernardyn - wydostały się na ulicę. Szedł tam oskarżony z kobietą i dzieckiem, towarzyszył im pies. Moje czworonogi podbiegły do niego. Zwierzęta jedynie obwąchiwały się. Tymczasem oskarżony wyjął broń i krzyknął do mnie: "proszę zabrać psa, bo będę strzelał". Celował raz we mnie, raz w psy. Zabrałem psy i odszedłem. Pytałem potem sąsiadów, co to za czubek chodzi po osiedlu z bronią.

- Jak to się stało, że pan został świadkiem w tej sprawie? - dopytywał obrońca Andrzeja D.

Jacek M. tłumaczył: - Po tym zdarzeniu sprzed lat miałem dzwonić na policję, ale dałem sobie spokój, bo pracowałem wtedy w innym mieście. W kwietniu przeczytałem w prasie o zastrzeleniu psa na ulicy. Skontaktowałem się z właścicielami tego zwierzaka. Powiedziałem, że takich zachowań nie można tolerować i że będę świadczyć w tej sprawie.

Andrzej D. wszystkiemu zaprzeczył: - Takie zdarzenie z moim udziałem nie miało miejsca.

Dlatego sąd postanowił skonfrontować obu lekarzy i odroczył proces do stycznia.

Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź

komentarze GW



mój komentarz:
Zastanawiające jakim trzeba być idiotą żeby w takich sytuacjach (zarówno ta przedstawiona przez świadka jak i sama sprawa zastrzelenia) nie dość że wyciągnąć broń i straszyć, to jeszcze strzelić do zwierzęcia (NIE RAZ LECZ CZTERY RAZY!!!). Zwykły strzał ostrzegawczy w powietrze rozwiązałby sprawę, albo mógł odciągnąć zwierzęta. Rozwiązań jest masa, ale ten człowiek, który ciągle wozi ze sobą pistolet widocznie wybiera najłatwiejsze, a zarazem najbrutalniejsze rozwiązania. Najgorsze jest to, że po całej sprawie być może nadal będzie mógł posiadać broń. Czy władze odbiorą mu pistolet dopiero gdy zastrzeli żonę lub dziecko podczas kłótni? Czy sprawa nie jest na tyle oczywista, aby tego człowieka skazać natychmiast i odebrac broń? Widocznie nie, bo prawo chroni kasiastego lekarza, a jak jeszcze przysmaruje to wymiga się od odpowiedzialności. W dodatku, później nikt mu sprawiedliwości nie wymierzy, bo boi się tego samego prawa... Rządy, sądy, policja - kogo chronią i komu pomagają? Na pewno nie normalnym ludziom, ani zwierzętom.
-r6mx



Brak komentarzy: